Końcem lipca urodziła się nam kolejna alpaka. Chłopczyk!
Waga urodzeniowa prawie 10 kg. Rewelacja!
Wstał po 45 minutach. Bardzo dobrze!
Badanie mleka refraktometrem powyżej normy. Świetnie!
Czyli wszystko bardzo dobrze, ale...
Maluch po wielu godzinach po porodzie chodził, biegał, ale dalej jak wujek Zenek po półtorej ćwiartki wódki (jednostka miary teraz zapomniana, ale jeszcze moja śp. babcia używała określenia „półtorej kwaterki”). Czyli co?
Czyli coś jest nie tak. Czy trzeba sprawdzić co jest nie tak.
Telefony do wetki (dzięki Agnieszka), do autorytetu (dzięki Aśka). Podejrzenie neurologiczne.
Badanie temperatury – lekko podniesiona. Badanie cukru (tak, mamy glukometr po śp. ojcu) – podwyższony, to może być wskazanie na sepsę.
Na szczęście nie była to sepsa. Nie był to też stan zapalny układu nerwowego, bo antybiotyki mu nie pomogły. Podawanie witamin czy lekarstw też nie. Prawdopodobnie chwianie się jest spowodowane dystrofią móżdżku. Na szczęście poza kołysaniem się z małym wszystko jest w porządku - rośnie jak na drożdżach, jest kontaktowy i poza słabymi nóżkami nie ma żadnych problemów zdrowotnych.
W naturze połowa nowo narodzonych alpak nie dożywa roku. Wg doświadczonych hodowców w hodowli też by tak było bez ingerencji człowieka. Ale my walczymy o każde życie, tyle że świadomy hodowca tych uratowanych, byle jakich genów nie kieruje do dalszej hodowli. I może mieć (z tych uratowanych) wspaniałe alpaki!
Zobaczymy co będzie z Origami. Będziemy walczyć, ale niestety takie choroby neurologiczne u zwierząt zazwyczaj z wiekiem tylko się pogarszają...