Polityka Prywatności

Gospodarstwo JEZIORKOWO

31-998 Kraków, ul. Ciekowiec 50

tel. 572 14 65 18, 601 65 65 78, 607 29 28 23

e-mail: kontakt@jeziorkowo.pl

16 lutego 2019

Uciekający Sussex.

Dzisiaj coś wesołego, czyli krótka historia ucieczek właścicielki tzw. "ptasiego móżdżku".

 

Tytułem wprowadzenia. Kury zaczynają dzień o wschodzie Słońca - w zimie podobnie jak my, ale latem znacznie wcześniej. Kury powinny mieć możliwość żerować kiedy im się podoba, a nie tkwić zamknięte w kurniku od świtu do godz. 7-8.

 

Idea była taka, żeby wieczorem kury wchodziły do kurnika po trapie i żeby wejście zostało otwarte, umożliwiając im wyfrunięcie o świcie (czyli w czerwcu ok. godz. czwartej). Do naszego rannego karmienia mogą sobie na hektarze wybiegu chodzić, grzebać, szukać kamyczków trawiennych, znieść jajko... Oczywiście trap musi być odstawiony po zmroku przez jakiegoś nocnego marka.

Ale w takim razie nie powinno być dostępu do kurnika przez otwarte na noc wejście/wyjście dla kur. Dlatego zamontowaliśmy pod wejściem śliski poliwęglan stromo pod kątem, sprawdzajac doświadczalnie że żaden drapieżnik po nim nie wejdzie. I wszystko szło dobrze, po trzecim kurze (koguty zaczynają piać ok. 3 rano) ptaki sobie wyfruwały, żerowały, było tak pięknie...

 

Aż do dnia, kiedy przychodząc rano z pszenicą zobaczyliśmy jedną kurę za ogrodzeniem. Jakoś się przedostała, wrócić nie umie i bardzo się denerwuje że koleżanki sa karmione, a ona nie. Trzeba iść ze sto metrów do bramy pod dużą akacją, przedzierać się z powrotem sto metrów przez chaszcze do kury, która drepcze nerwowo za siatką przy kurniku. Po drodze znajdujemy zniesione wcześniej jajko - ze zgrabnie wygryzioną skorupką i wyżartym żółtkiem. No i powrót 100 m przez chaszcze i 100 m do kurnika. Dużo ruchu - samo zdrowie!

 

I tak codziennie, chociaż działania podjęliśmy natychmiast. Najpierw sprawdziliśmy dokładnie ogrodzenie czy nie ma dziury. Nie ma dziury! Może kura przelatuje nad ogrodzeniem, szczególnie że gdzieniegdzie narosło trawy, nasypało się ziemi i ze 150 cm ogrodzenia zrobiło się 120. Kura uciekinierka to typowa nioska, rasy Sussex (ta biała na zdjęciach powyżej), niespecjalnie lotna. No ale może akurat ta jest lotna ;) Zaczęliśmy podwyższać ogrodzenie posiadanymi nikłymi siłami. Na wsi czy w tzw. osiedlach podmiejskich wcale nie jest łatwo o chętnych do pracy fizycznej ;) W ciągu tygodnia ogrodzenie urosło do 180-200 cm, czyli wysokości nie do pokonania przez dorosłą nioskę tej rasy. Mimo tego codziennie to samo: kura za siatką, spacer do bramy, sto metrów w chaszczach, po drodze jajko z wyjedzonym żółtkiem. Dodatkowo na początku przerzucaliśmy kurę do kurnika przez siatkę, po podwyższeniu ogrodzenia trzeba było wracać z kurą pod pachą 100 m przez chaszcze i 100 m do kurnika już bez kury. Dużo ruchu - samo zdrowie!

 

Możliwości były dwie. Albo jakiś cudem nie znaleźliśmy dziury, albo mamy kurę olimpijkę w skoku wzwyż. Ptaki zbyt lotne można ograniczyć przez przycięcie im piór lotek w jednym skrzydle (zabieg bezbolesny). Ale to skutkowało by pewnie upośledzeniem porannego wyfruwania z kurnika. Powie ktoś, że jej wina, niech sobie spada na pysk, tfu, na dziób - no ale nie jesteśmy tacy. W związku z tym musieliśmy wykluczyć istnienie dziury na 110%. Sprawdziliśmy dwukrotnie całe ogrodzenie hektarowego wybiegu. Ja z Agnieszką i czworo dzieci z młodymi, dobrymi oczkami. Dużo ruchu - samo zdrowie!

 

Rezultat? Nie ma dziury!!! Trzeba ciąć pióra... Ale nie, no szkoda kury. Podjąłem męską decyzję i wstałem przed godz. 4.30. W rześkim poranku zobaczyłem już żerujące kury. Podejrzana olimpijka oznaczona niebieską obrączką na łapie jeszcze była na terenie wybiegu. Sypnąłem kurom poranną dawkę ziarna - wszystko powinno być jak co dzień, inaczej całe towarzystwo łaziło by przy mnie czekając na karmienie. Zjadły pszenicę. Zaczęły się powoli rozchodzić do swoich zajęć. Mamy godzinę 4.45. Uciekinierka drepcze powoli, trochę w przód, trochę na boki, trochę w tył - ale jednak stopniowo coraz dalej od kurnika w stronę miejsca deponowania jajka (codzienne żółtko na śniadanie dla łasicy). I coraz bliżej siatki - ale powoli, bardzo powoli. Trochę chodzi, trochę grzebie, trochę gdacze. A ja się snuję za nią, opierając się o drzewa, przecierając zaspane oczka. Sprawdzam: godz. 4.55, 5.05, 5.10, 5.12, 5.15 ;) Poranny ruch - samo zdrowie!

 

Ale, ale! Już idzie tuż przy siatce, idzie, idzie i... nagle jest za siatką. CO JEST?!!! David Copperfield czy jak? Zrobiła krok i była za ogrodzeniem w którym nie ma dziury. Oczka siatki 7 x 10 cm, siatka nie rozgięta! Zaspane oczka otworzyły mi się szeroko, rozum też się obudził, zaznaczyłem miejsce przenikania kawałkiem sznurka i podążyłem za kurą. Nie doczekałem już zniesienia jajka, złapałem kurę i zostawiłem na miejscu (przewidująco zabraną) piłeczkę ping-pongową. No bo jak łasica przyjdzie i nie będzie śniadania, to mi zacznie szukać w kurniku, a tak to może się zniechęci. Potem sprawdziłem, że piłeczka była turlana - ktoś obszedł się smakiem. Po odniesieniu kury na wybieg rzuciłem się do miejsca magicznego przenikania. Typowa zielona siatka ogodzeniowa, o prostokątnych oczkach, ze zgrzewanych drutów. I co się okazało?

 

A to, że kilka zgrzewów puściło. Nie wiadomo czemu. I jak kura naparła na to miesce - nie połączone druty się rozsunęły, a po błyskawicznym przeniknięciu kury druty natychmiast sprężyście wróciły na miejsce. ;) Nie do znalezienia wzrokowo... Jak ona na to wpadła? Nigdy się tego nie dowiemy... Miejsce zostało zabezpieczone i takie cuda już się nie powtórzyły. Co nie znaczy, że nie było innych ciekawych (czytaj uciążliwych i pracochłonnych) wyczynów pierzastych i futrzastych mieszkańców Jeziorkowa. Zwierzęta nie zamykane w klatkach czy zagrodach zawsze "szkodniczą". Dzięki temu mamy ciekawe historie do opowiadania. Ale to już innym razem.

 

Aktualizacja. Ponieważ raz czy dwa zdarzył się atak lisa między świtem a 7 rano - podjęliśmy kroki. Teraz przy kurniku jest ok. 0,5 ara wybiegu ogrodzonego przeciwko lisom - czyli ogrodzenie z dodatkami: na ziemi położone pół metra siatki (aby się nie podkopał), u góry ogrodzenia półmetrowa przewieszka (czyli siatka wychylona pod kątem na zewnątrz). Takiego ogrodzenia lis nie sforsuje, bo po zwykłym płocie czy siatce, nawet 2-3 metrowej, przejdzie jak kot.